Przy Uniwersytecie w Toronto (Kanada) powstało specjalne labolatorium, którego pracownicy starają się pomagać obywatelom różnych krajów w obchodzeniu cenzury i ograniczeń jakie rządy tych krajów wprowadzają na treści dostępne w Internecie. Skanują sieci komputerowe w poszukiwaniu ukrytych i niedostępnych publicznie informacji, wykorzystując w swojej pracy metody uznawane za hackerskie.
Grupę prowadzi profesor Ron Deibert, wierny pierwotnej idei hackingu, czyli działalności, której celem była penetracja technologii, dokładne zrozumieć jej działania, wydobycie każdy jej element z zamkniętej, niedostępnej formy.
- Dla mnie nie jest to (hacking) tylko hobby, ale umiejętność, która jest niezbędna dla wolnego i demokratycznego społeczeństwa - powiedział Deibert. - Ludzie nie powinni akceptować technologii takiej jak jest. Ich zadanie to "otwarcie wieka", zajrzenie do środka i zrozumienie co i jak pracuje pod jego powierzchnią. - wyjaśnia profesor.
Wiara profesora, że nauka o komputerach może wspomóc społeczną aktywność, doprowadziła go do założenia w 2001 roku Citizen Lab ("Obywatelskiego Laboratorium"). Pracują w nim wyselekcjonowani studenci nauk informatycznych oraz politycznych, wzajemnie wykorzystując swoją wiedzę, specjalistyczne umiejętności oraz sprzęt i oprogramowanie do penetracji sieci komputerowych na całym świecie i odkrywania ukrytych informacji, które zawierają.
Pracownicy laboratorium zbierają doniesienia z całego świata o niedostępności różnych stron, a następnie analizują czy powodem jest umyślna blokada ze strony rządu lub dostawcy internetu, czy jest to tylko zwykła awaria.
Citizen Lab zajmuje się także rozwojem technologii umożliwiających obywatelom krajów, w których rządy blokują dostęp do informacji w Internecie, obchodzenie tych ograniczeń. Oczywiście czasami wynikają problemy z identyfikacją uzasadnionych blokad, wynikających z kultury czy religii danego kraju. "Uważamy, że dostęp do informacji nie powinien być nikomu ograniczany, często jednak musimy uznać prawa innych państw do ochrony ich własnej kultury." - wyjaśnił jeden z pracowników Citizen Lab.
- Badamy sieci używając metod, które hackerzy, przestępcy i szpiedzy używają na co dzień. Wydaje mi się, że byłoby to nieodpowiedzialne z mojej strony, naukowca, nie wykorzystywać tych narzędzi do poszerzania granic wolnej informacji, pomimo całej kontrowersji jaką wzbudza taka działalność. Oczywiście, niektórym autorytarnym reżimom nie podoba się to co robimy. Jednakże czujemy, że pracujemy w imię poszerzania zasad praw człowieka, więc się tym nie przejmujemy. Czasami nawet okazuje się to pomocne. - zapewnia kierownik i pomysłodawca laboratorium, Ron Deibert. - Wszystko co robimy jest legalne, przynajmniej w Północnej Ameryce. - dodaje.
Grupę prowadzi profesor Ron Deibert, wierny pierwotnej idei hackingu, czyli działalności, której celem była penetracja technologii, dokładne zrozumieć jej działania, wydobycie każdy jej element z zamkniętej, niedostępnej formy.
- Dla mnie nie jest to (hacking) tylko hobby, ale umiejętność, która jest niezbędna dla wolnego i demokratycznego społeczeństwa - powiedział Deibert. - Ludzie nie powinni akceptować technologii takiej jak jest. Ich zadanie to "otwarcie wieka", zajrzenie do środka i zrozumienie co i jak pracuje pod jego powierzchnią. - wyjaśnia profesor.
Wiara profesora, że nauka o komputerach może wspomóc społeczną aktywność, doprowadziła go do założenia w 2001 roku Citizen Lab ("Obywatelskiego Laboratorium"). Pracują w nim wyselekcjonowani studenci nauk informatycznych oraz politycznych, wzajemnie wykorzystując swoją wiedzę, specjalistyczne umiejętności oraz sprzęt i oprogramowanie do penetracji sieci komputerowych na całym świecie i odkrywania ukrytych informacji, które zawierają.
Pracownicy laboratorium zbierają doniesienia z całego świata o niedostępności różnych stron, a następnie analizują czy powodem jest umyślna blokada ze strony rządu lub dostawcy internetu, czy jest to tylko zwykła awaria.
Citizen Lab zajmuje się także rozwojem technologii umożliwiających obywatelom krajów, w których rządy blokują dostęp do informacji w Internecie, obchodzenie tych ograniczeń. Oczywiście czasami wynikają problemy z identyfikacją uzasadnionych blokad, wynikających z kultury czy religii danego kraju. "Uważamy, że dostęp do informacji nie powinien być nikomu ograniczany, często jednak musimy uznać prawa innych państw do ochrony ich własnej kultury." - wyjaśnił jeden z pracowników Citizen Lab.
- Badamy sieci używając metod, które hackerzy, przestępcy i szpiedzy używają na co dzień. Wydaje mi się, że byłoby to nieodpowiedzialne z mojej strony, naukowca, nie wykorzystywać tych narzędzi do poszerzania granic wolnej informacji, pomimo całej kontrowersji jaką wzbudza taka działalność. Oczywiście, niektórym autorytarnym reżimom nie podoba się to co robimy. Jednakże czujemy, że pracujemy w imię poszerzania zasad praw człowieka, więc się tym nie przejmujemy. Czasami nawet okazuje się to pomocne. - zapewnia kierownik i pomysłodawca laboratorium, Ron Deibert. - Wszystko co robimy jest legalne, przynajmniej w Północnej Ameryce. - dodaje.