Nick:mkdfmkldrmk
Dodano:2005-11-26 11:25:23
Wpis:Przeczytałem "Pannę Nikt" Tryzny. Bodajże jedyna książka , na której metoda czytelnicza Regera się nie sprawdziła - skomplikowana , zmienna stylistycznie , każdy fragment to inny świat (no dobrze , język jest wszędzie bardzo porządny , a niekiedy urzekający). Są takie utwory , przy których widać , że autor pisze jak anioł - i chrzani w nich jak diabeł. Ostatnio chyba przy Herbercie tak miałem : czytam i czytam i czytam i ten opór narasta. Zaraz , przecież to nie tak , nie tak , nie tak! Niemniej Herbert jest obiektywnie stronniczy i zaangażowany ideologicznie. Tryzna chyba bardziej subiektywnie. Są tam fragmenty przecudne i gdyby trochę zmienił akcenty , gdyby tym fragmentom nadał w powieści inną funkcję , byłaby to powieść wybitna. Gdyby bardziej pomieszał metafizykę z rzeczywistością , nie obdarzał wszystkich snów mianem snów , gdyby podsłuchana przez Marysię rozmowa Kasi i Ewy odbyła się naprawdę. Wtedy tak. Byłaby to wybitna , wieloznaczna powieść dająca się interpretować na dwa sposoby. Historia dziewczyny ze wsi , która przeprowadza się do miasta ; znajduje przyjaźnie ; porzuca dawne wartości i zaczyna nimi niemal pogardzać ; wreszcie ginie , zabija się , bo jej rzekome przyjaciółki okazały się nią bawić , nowy świat przeistoczył się w zamki na lodzie. I teraz - chrześcijański (oraz chyba autora) punkt widzenia - zagubiła się , wpadła w złe towarzystwo , odeszła od Boga i przyniosło jej to przegraną. I ten drugi , mój. Próbowała przeistoczyć się całkowicie , podjęła ogromne starania , robiła co mogła dla swoich przyjaciółek , nauczyła się (metodą prób i błędów) , jak powoli znajdować i określać w życiu wymarzone miejsce - a przegrała , bo osoby , które obdarzyła zaufaniem , na którym się oparła , okazały się tego zaufania niegodne. Ale nie. Przez te kilka zdań Tryzny , że to , ****a , sen , został tylko pierwszy punkt widzenia. Marysi nie zabija pogarda przyjaciółek i wynikające z niej poczucie bezsensu życia , bo to wszystko jej się tylko śniło ; więc co zabija? Wyrzuty sumienia , że odbijała jak lustro wzorce swoich przyjaciółek z braku umiejętności uzewnętrzniania własnej wewnętrzności i że wypięła się na Boga i na rodzinę i na całą resztę? Czy pomieszanie rzeczywistości ze snem? Czy też może przekonanie , że faktycznie cały czas będzie umiała tylko odbijać , że przedtem odbijała się w niej wiara , bo wszyscy wokół wierzyli , a później odbijały się podejścia Kasi i Ewy , jak również to , co Marysia tylko za te podejścia brała? Panie Tryzna , jak pan mógł tak to wszystko spłaszczyć i sprowadzić przemiany duchowe swojej bohaterki do Hipolitowego motta? Osoby wewnętrznie bogatej , wrażliwej , rozmarzonej , która zasługiwała na mniej jednowymiarowe potraktowanie? Panie Tryzna , tyle jest pięknych nitek wątków w tej powieści , tyle przepięknych tęczowych nitek , które sugerują , że bohaterka się w konwencji moralitetu , o której pan sobie niestety pod koniec przypomniał , zwyczajnie dusi - i tak żeś pan je sfilcował , tak porozciągał i poszarpał , że nie dają się złożyć w sensowną całość , rozłażą się pod palcami!
A jednocześnie rozumiem , dlaczego dla niektórych moich koleżanek to była powieść kultowa. Raczej chyba nie dlatego , by się z główną bohaterką identyfikowały (choć nie jest to wykluczone niekiedy) , ale dlatego , że pokazuje mechanizmy. Znowu jednak - przy założeniu , że Kasia i Ewa naprawdę myślały o Marysi to , co się jej przyśniło. Wtedy to jest opowieść boleśnie prawdziwa , na szczęście nie oznacza to , by pokazany tam tak wyraziście bodaj po raz pierwszy schemat stanowił regułę.
|